Dzisiejsza towarzyska potyczka z ekipą Adriana Katroshiego bynajmniej nie była dla Wikingów spacerkiem. Rywale, choć grający cały mecz bez zmiany, postawili nam poprzeczkę naprawdę wysoko i Wikngowie mocno się musieli "napocić" by zakończyć konfrontację zwycięsko.
Już w pierwszej swojej akcji gospodarze pokonali Artura Szalicha, zastępującego dzisiaj w bramce Arka Wachlarza i mimo, że "Walhalla" szybko wyrównała, chwile później było już 2:1 dla przeciwników.
Później, cała pierwsza połowa wyglądała de facto tak samo. Czarno-Żółci posiadali miażdżącą wręcz przewagę optyczną, której kompletnie nie potrafili przełożyć na zdobyte bramki.
Dopiero dwa ofensywne wejścia naszego kapitana, Grzegorza Pronobisa, dały nam prowadzenie 3:2, tuż przed przerwą.
Początek drugiej odsłony zdecydował, jak się później okazało, o ostatecznym wyniku meczu. Ekipa z Łagiewnik nie najlepiej weszła w ten fragment spotkania, a Wikingowie natychmiast to wykorzystali, strzelając aż pięć goli z rzędu. Mieliśmy wynik 7:2 i zanosiło się na spokojne kontrolowanie przebiegu rywalizacji.
No właśnie "zanosiło się" ale było zupełnie inaczej. Mimo składnych i częstokroć ładnych, efektownych akcji "Walhalli" to przeciwnicy zaczęli teraz zdobywać bramki, aż zrobiło się zaledwie 7:5 dla Czarno-Żółtych.
My tymczasem marnowaliśmy seryjnie doskonałe okazje do podwyższenia rezultatu, co momentami urastało do kuriozalnych wręcz sytuacji. Na szczęście wkrótce mecz dobiegł końca i dziewiąta wygrana "Walhalli" z rzędu stała się faktem.
Podsumowując, gratulujemy "Szombierkom" świetnego występu, w którym mimo wyraźnej porażki w zakresie posiadania piłki oraz liczby oddanych strzałów, suma sumarum przegrali naprawdę minimalnie.
Jeśli chodzi o grę Wikingów to na plus na pewno sposób konstruowania akcji i kontrolowania gry. Skuteczność do poprawki :)