Na początek suchy fakt: Pokonaliśmy FC "Beshong" w pierwszym, naszym meczu grupy D Pucharu Bytomia 19:12 (6:6). Teraz proszę zwróćcie uwagę na rezultat do przerwy. Tak, dobrze widzicie - był remis! A niewiele przed końcem meczu, świeżo upieczony beniaminek drugiej ligi prowadził z "Walhallą" jedną bramką. Jak do tego doszło i jak to się stało, że ostatecznie wygraliśmy wyraźnie? Czytajcie dalej :)
Zaczęliśmy, jak wiadomo, znacznie osłabieni, praktycznie bez większości nominalnych obrońców. I to było w grze Wikingów widać. Cóż z tego, że dość szybko prowadziliśmy 2:0, skoro przeciwnicy równie szybko wyrównali i już do końca pierwszej połowy na gole Czarno-Żółtych odpowiadali swoimi.
Eksperymentalnie zestawiona defensywa "Walhalli" mnożyła seryjne błędy i tylko nieco asekuranckiej postawie "Beshonga" na początku spotkania, zawdzięczamy ten "polubowny" wynik do przerwy. Gdyby bowiem drugoligowcy nie wyszli na boisko z tak dużym respektem dla lidera ekstraklasy, wynik już wtedy mógłby być dla nas dużo mniej korzystny.
W przerwie nieco skorygowaliśmy naszą taktykę i ustawienie, dzięki czemu inicjatywa coraz bardziej przechylała się na korzyść Wikingów. Zdobywaliśmy kolejne gole, ofensywna gra wyglądała całkiem składnie ale z tyłu... wciąż błąd na błędzie i przeciwnik nas doganiał. Notabene gdyby nie Arkadiusz Wachlarz między słupkami już wtedy rezultat byłby bardziej korzystny dla ekipy Marcina Szweda.
"Beshong" "wyciągnął" wynik na 10:10 i chwilę później zaaplikował "Walhalli" jedenastego gola. Radość piłkarzy i kibiców rywali była przeogromna! W końcu prowadzić z jedną z najlepszych ekip w Bytomiu to nie byle co. Wkrótce okazało się, że ta radość jakby przyćmiła w drugoligowcach umiejętności, jakich na pewno w tym meczu pokazali mnóstwo.
W czasie ostatniego kwadransa Marcin Szwed i spółka po prostu przestali grać. Górę wzięło doświadczenie i "zimna krew" Czarno-Żółtych. Strzeliliśmy w końcówce aż 9 bramek, tracąc zaledwie jedną. Dzięki temu udało się uniknąć sensacyjnej porażki na początek pucharowych zmagań.
Reasumując - wygraliśmy i to dobrze. Strzeliliśmy sporo goli i to też dobrze. Gra w ataku nie wyglądała tragicznie. Było sporo ładnych, składnych akcji. Świetny mecz rozegrał w naszych barwach Dawid Rother. A gra z tyłu??? Hmmm, no cóż brakowało kilku podstawowych graczy i na tym poprzestańmy :) Na pewno nie pomogły nam też warunki gry. Mokry, obsypany liśćmi Torkat nie sprzyjał pięknu futbolu i w takich warunkach obie ekipy, i tak stworzyły bardzo ciekawe widowisko.
Mamy ważne trzy punkty, udało się też uniknąć poważniejszych urazów choć ilość upadków graczy była dziś rekordowa. Tak więc jeszcze raz, wszyscy razem: UFFFF!